Po co nam mapa?
Życie jest cudownym testerem autentyzmu, kiedy już Ci się
wydaje, że osiągnąłeś upragnioną dojrzałość, sprawnie potrafi wybić Cię z pychy
i postawić na powrót w poczuciu, że szczyt góry jeszcze daleko a Ty wspiąłeś
się zaledwie na jej pierwszy „grzbiet”. Babia Góra, należąca do pasma Beskidu żywieckiego
świetnie się nadaje na sprawdzenie owej prawdy. Dynamika zdobywania „szczytu”
jaki sobie wyznaczymy jest właśnie taka jak wspinaczka na Babią. Kiedy
podchodzi się ją od strony Podhala bardzo szybko zdobywa się pierwszy „grzbiet”,
i komuś, kto idzie tędy po raz pierwszy zdawać by się mogło, że szczyt już
blisko, tymczasem to dopiero drobny kawałek drogi za nami. Do szczytu potrzebna
nam będzie jeszcze spotkanie z kilkoma, jeśli nie kilkunastoma podobnymi „grzbietami”.
W życiu, kiedy pierwszy raz podchodzimy pod jakąś „górę” rozumianą jako życiowe
zadanie lub dojrzałość łatwo możemy ulec owej fatamorganie Babiej Góry.
Spinając energię na początku i zużywając jej zbyt wiele może nam nie starczyć
na dojście do PRAWDZIWEGO szczytu, nie zaś tego który zdaje się być szczytem
odczuwalnym. Toteż życie uczy nas gospodarowania zasobami, ale jeszcze bardziej
pokory, poczucia, że istnieją góry, których nie potrafię przewidzieć.
Najpewniejszym przewodnikiem i mapą w tej wspinaczce życia jest Pismo Święte.
Ale to tak jak z każdą mapą, ona pokazuje prawdziwy szlak, lecz dopiero gdy się
na nim znajdziesz czujesz trud i komplikacje związane z drogą którą wybrałeś. Mimo
wszystko, jeśli patrzysz w Ewangelię, możesz odczytać z niej potencjalne „grzbiety”
jakie napotkasz w drodze na szczyt. Kiedy nie patrzysz w mapę możesz się szybko
rozczarować drogą którą idziesz…
Komentarze
Prześlij komentarz
skomentowali